Jeśli przyjąć, że tygodniowo 64 godziny siedzimy, 28 stoimy, a 11 przemieszczamy się (dane z badań „International of Behavior Nutrition and Physical Activity” 2012), to aż 9 godzin dziennie jesteśmy przykuci do krzeseł, foteli czy kanap. Niestety jest to już nadużywanie bezruchu, które niesie za sobą poważne konsekwencje zdrowotne. Nawet systematyczne bieganie, pływanie czy fitness nie zrekompensują organizmowi strat poniesionych w wyniku permanentnego siedzenia.
Krokiem milowym w rozwoju cywilizacji i człowieka było przybranie przez gatunek ludzki pozycji stojącej. Homo erectus (człowiek wyprostowany) nie szczędził sobie ruchu, a jego egzystencja była bardziej dynamiczna niż statyczna. Dziś jest zupełnie odwrotnie. Większość z nas można określić mianem Homo sedentarius, czyli człowieka przewlekle siedzącego.
To w pewnym sensie cena, jaką płacimy za postęp naukowo-techniczny i kult umysłu, który eksploatujemy na co dzień bardziej niż ciało. Pracę umysłową w pozycji siedzącej wykonuje bowiem 70% osób czynnych zawodowo. A to nie jedyna okazja do siedzenia, jaką mamy w ciągu dnia. – Etat w pracy to statystyczne 8 godzin przy biurku. Niekiedy pracujemy dłużej. Dodatkowo siedzimy w samochodach, korzystamy z komputera na siedząco po pracy. Siedząc, konsumujemy posiłki, relaksujemy się w fotelach przed telewizorem itd. Bezruch i najczęściej nieprawidłowe ułożenie ciała towarzyszą nam niestety przez długi czas w trakcie całego dnia – stwierdza Wojciech Przybyłowicz, osteopata z naszego centrum.
Tymczasem nasz organizm jest przystosowany do poziomu ruchu z okresu paleolitu. Potrzebuje go do życia jak tlenu. Zniewolony siedzeniem zaczyna odczuwać skutki hipokinezji – niedoboru ruchu – na wielu płaszczyznach funkcjonowania.
Na negatywne działanie przewlekłego siedzenia wystawiony jest w pierwszej kolejności układ ruchu, który adaptuje się do przyjmowanej pozycji. – Jeśli większość czasu nie korzystamy z końcowych fragmentów zakresu ruchomości w naszych stawach, to będą się one obkurczać i skracać. Dotyczy to torebek stawowych, więzadeł, mięśni czy osłonek pni nerwowych. W konsekwencji stajemy się mniej elastyczni. Po latach utrzymywania się takiego stanu rzeczy elementy te coraz trudniej uelastycznić i rozruszać, ponieważ dodatkowo ulegają starzeniu się i wyrodnieniu – uświadamia specjalista.
Natomiast kiedy po długim okresie przewlekłego siedzenia nagle podrywamy się z krzesła i podejmujemy aktywność fizyczną – niejednokrotnie popychani ambicją i chęcią nadrobienia straconego czasu – próba ta często kończy się urazem. – Wtedy, niesłusznie, upatrujemy przyczyny naszego „nieszczęścia” w konkretnej aktywności, np. w skłonie w przód czy joggingu. Tymczasem jest ona jedynie elementem spustowym i zapalnikiem dysfunkcji. W rzeczywistości za jej pojawienie się odpowiadają lata statycznych przeciążeń, którym poddawane było nasze ciało w toku wielogodzinnego, codziennego siedzenia – komentuje ekspert.
Z pozornie błahego powodu – siedzenia – wpadamy w napędzającą się spiralę zaburzeń w naszym ciele. –Przez niedostateczny zakres ruchomości kręgosłupa, żeber i przepony zaburzona zostaje praca układu oddechowego, a przez to natlenowanie krwi i tkanek. Również przepływy, ukrwienie i drenaż żylny nie działają prawidłowo. Dochodzi do ucisku naczyń krwionośnych, a także ograniczenia mobilności i ruchliwości oraz ukrwienia i odżywienia narządów wewnętrznych. Pojawiają się nieprawidłowości mechaniczne, krążeniowe i nerwowe – przestrzega osteopata.
Bezruch wywołuje więc całą lawinę trudności w funkcjonowaniu, szczególnie gdy nasza pozycja siedząca odbiega od wzorcowej – Dzieje się tak, kiedy kręgosłup od kości krzyżowej do potylicy przyjmuje kształt podobny do litery C. Wtedy odcinek lędźwiowy niefizjologicznie się zaokrągla. Natomiast w pozycji półleżącej z wysuniętymi do przodu nogami kręgosłup źle się układa w odcinku krzyżowym i lędźwiowym, pochyla mocniej w odcinku piersiowym, a traci krzywiznę w odcinku szyjnym, gdy broda wysuwa się w protrakcji – tłumaczy terapeuta. Łatwo się domyślić, że przeciążenia te z czasem mogą prowadzić do urazów i dysfunkcji na każdym poziomie kręgosłupa.
Kręgosłup boleśnie odczuwa skutki bezruchu, ponieważ unieruchomienie go w pozycji siedzącej blokuje mechanizm odżywiania krążków międzykręgowych odbywający się na drodze dyfuzji. Tylko w ruchu następuje naprzemiennie skurcz (umożliwiający pobieranie krwi substancji odżywczych przez dyski) oraz rozkurcz (pozwalający im oddać płyny i produkty uboczne). Z kolei w bezruchu krążki są zapadnięte i stale uciśnięte.
Dyfuzja nie zachodzi, pojawiają się zaburzenia odżywiania dysków, a na tym tle dyskopatie. Idąc dalej, nadmiar siedzenia może doprowadzić do osłabienia mięśni brzucha utrzymujących ciało prosto. Grozi spadkiem elastyczności bioder i trudnościami podczas chodzenia oraz osłabieniem mięśni pośladków i kłopotami ze wstawaniem czy dynamicznym chodem. Do tego mogą dojść mrowienia i bolesność w obrębie kończyn. – Podczas siedzenia nie działa mechanizm pompy mięśniowej, który wspomaga pracę układu krwionośnego i zapobiega cofaniu się krwi na obwód.
Bolesność i mrowienie przy siedzeniu mogą być efektem ucisku na naczynia krwionośne, ale również kompresji struktur nerwowych: korzeni i pni nerwów. W zależności od miejsca, intensywności ucisku oraz czasu jego trwania objawy mogą być bardziej lub mniej doskwierające – objaśnia specjalista.
– W wymuszonej i długotrwałej pozycji siedzącej niektóre tkanki w naszym ciele zostają przeciążone przez oddziaływanie sił ponad miarę. Krążki międzykręgowe, powierzchnie stawowe czy mięśnie po pewnym czasie zaczynają tracić zdolność do przenoszenia statycznych obciążeń i alarmują nas bólem – zaznacza osteopata.
Odczuwany dyskomfort to z pewnością moment, kiedy możemy potrzebować wsparcia tego specjalisty, czyli fizjoterapeuty lub lekarza po 5-letnich studiach z zakresu osteopatii. W ramach tego systemu opieki niweluje się bezinwazyjnie – bo za pomocą dotyku – wiele dysfunkcji w obrębie układu ruchu, ale także zaburzeń pracy trzewi, krążenia krwi i limfy czy skutków stresu. – Ponieważ emocje wpływają na ciało przez sieć zależności psycho-neuro-endokrynnych, objawy stresu są wręcz „dotykalne”. Wprawne dłonie osteopaty wyczują je na płaszczyźnie mechanicznej, mięśniowo-powięziowej czy w obrębie narządów – przekonuje terapeuta. Odpowiednio dobrana terapia osteopatyczna może pomóc nam osiągnąć równowagę w ciele.
Osteopata, wychodząc od dysfunkcji pierwotnej, po kolei usprawnia działanie poszczególnych elementów w ciele. W zasadzie jego praca ogranicza się do aktywowania dłońmi mechanizmów samoleczenia w ustroju. Natomiast naszym obowiązkiem wobec samych siebie powinno być wykorzystywanie każdej okazji, żeby nie siedzieć. Tylko tak obronimy się przed skutkami pasywnego trybu życia. Sama aktywność fizyczna po pracy nie zdziała bowiem wiele, jeśli na minimum 5 minut co godzinę nie oderwiemy się od krzeseł i biurek.